Tir, naczepa, pobocze. O krok od tragedii. Dziecko jechało w foteliku RWF!
Autor: Redakcja fotelik.info
Data dodania: 2018-09-19 12:46:16 Ostatnia aktualizacja: 2018-09-19 12:51:28
Kolejna historia z cyklu Wasze historie z happy-endem. Tir, przyczepa, pobocze. Wszyscy jechali zgodnie z przepisami, a o ich życiu mogła zadecydować jedna opona. Dziecku w foteliku tyłem do kierunku jazdy - NIC SIĘ NIE STAŁO!
Kolejna historia, którą wysłaliście nam w wiadomości prywatnej w ramach cyklu: foteliki - wasze historie! Ostrzegamy, czytacie to na własną odpowiedzialność i polecamy raczej przed kawą... Włos się jeży na głowie. Na szczęście ta historia również ma HAPPY-END.
Wiadomość od naszej czytelniczki - Pani Violi:
"18 sierpnia zeszłego roku, postanowiliśmy wrócić z naszych pierwszych rodzinnych wakacji dzień wcześniej. Pogoda była idealna, niskie natężenie ruchu, byliśmy 2 godzinki od domu. Postanowiliśmy zrobić przerwę w pobliskiej miejscowości. Córka spała w foteliku, a ja wybierałam najlepszą lodziarnię na postój. Zwężenie drogi, ograniczenie prędkości, kilkadziesiąt metrów przed nami widziałam ciągnik siodłowy z naczepa. Nagle głośny huk i tir zjechał na nasz pas. Całą sytuacje pamiętam jak przez mgłę: świst hamulców i nasz krzyk. Kierowca zdążył wrócić na swój pas ale naczepa skosiła nam cały bok i zostawiła w rowie. Pamiętam krzyk męża i pytania o córkę, swój płacz i jedno zdanie: ONA JESZCZE ŚPI. Gdy już auto się zatrzymało nie wierzyłam w to co widzę. Auto zniszczone, a ja nawet uderzenia nie poczułam. To najgorszy i najczarniejszy dzień w moim życiu. Mój mąż jest idealnym kierowcą, sprawca wypadku również jeździł przepisowo,a o życiu mojej rodziny zdecydować mogła jedna (tutaj niecenzuralne słowo) opona.
Nie minęło 48 godzin, a byliśmy już posiadaczami nowego fotelika. Będąc w ciąży nie sądziłam , że to ważne. Fotelik jak fotelik - każdy był moim zdaniem ok. Dziękuję Bogu, że zmądrzałam przed szkoda. Fotelik nie miał najmniejszej rysy, nawet się nie przesunął. Był w równie idealnym stanie jak przywieziony ze sklepu.Po tym wszystkim w podejściu mojej córki do jazdy samochodem nic się nie zmieniło. Nie widziała wypadku, nie była w szpitalu, czekając na pomoc zbierała kwiaty na polu. Ze mną już tak dobrze nie było, chociaż fizycznie byłam zdrowa, do dzisiaj (a minął już rok) każda trasa poza miasto jest dla mnie męczarnią, każdy duży samochód przejeżdżający obok sprawia, że wstrzymuje oddech. Z jednej strony wiem, że zostało nam darowane drugie życie, z drugiej mam świadomość, że sami zadbaliśmy o to życie jak potrafiliśmy najlepiej."